Często tak macie, że po jakiejś suto zakrapianej alkoholem libacji powtarzacie, o nie, już nigdy przenigdy się nie napije? Sama myśl o alkoholu sprawia, że trzewia krzywią się w dziwnych kierunkach. Rany boskie, ja też dzisiaj rano powiedziałam mojemu mężowi - nigdy więcej alkoholu, chociaż doskonale wiem ile warte jest tego typu wyznanie w tych okolicznościach. A tyle dokładnie co funt kłaków z dupy Hasana. Czyli alkoholu do ust aż do następnego razu. A jakże!
Gdyby jakość imprezy mierzyć ilością oddanych podczas niej rzygowin, no, proszę państwa, nasza wczorajsza impreza byłaby chyba zakwalifikowana niezwykle wysoko. Bo czyż nie znalazła się pod wymiocinami cała nasza sypialnia? Moja toaletka i wszystkie spokojnie na niej mieszkające kosmetyki... Pościel, zapasowa kołdra, dywan, część niestrawionego makaronu w sosie własnym znalazła schronienie nawet pod meblami. Ot, przygoda. A spać w tym odorze, hm, niezapomniane. Kurczę, straty są wielkie, ale jakaż to była zabawa. Kurza stopa ile śmiechu, ile endorfin, ile życiowej energii. I pociąg przez mieszkanie na klatkę i sąsiad Franciszek walący w kaloryfer i czerwone korale, ech wspaniale! Wspaniale!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz