piątek, 7 grudnia 2012

............................

To chyba pierwszy dzień taki prawdziwie zimowy. Śnieg zaczął padać wczoraj wieczorem, Wrocław jest piękny, gdy okrywa go delikatna kołderka puchu i bieli. Dzisiaj bardzo zimno, wreszcie, przecież to grudzień. Taka biała zima i mróz kojarzą mi się z dzieciństwem, jakie to piękne, dobre i ciepłe wspomnienia. Jedno związane z Tatą. Nasze mieszkanie w Częstochowie, trzecie piętro, pada śnieg, wielkie płaty osadzają się na oknie, a my z Tatusiem spoglądamy na ten śnieg i coraz mocniej bielącą się okolicę i cieszymy się oboje jak dzieci. Piękne wspomnienie, które budzi mój najczulszy uśmiech i łzy.
Drugie wspomnienie dedykuję Mamie. Jestem jeszcze pędrakiem, po przeziębieniu, czy grypie, na dworze dużo śniegu, dzieci szaleją na sankach zaraz za blokiem, a ja tylko oglądam to przez okno. Mama wraca skądś z sardynkami zapakowanymi w szary papier i jako głównodowodzący lekarz rodzinny wyraża zgodę na moje pójście z Nią na sanki. Jestem wnie-bo-wzię-ta!!! Muszę tylko założyć na głowę okropną brązową kominiarkę. Ale co tam, idę z Mamą na sanki, czego bym wtedy na głowę nie założyła...
Rany jak kiedyś było pięknie. Mamuniu, Tatuś, może spacer w tamtych okolicach? Ja nie mogę się wybrać, bo dzieli mnie jakieś 200 kilometrów, ale Wy możecie rzucić okiem, a potem mi opowiecie, co Wy na to?

IPP

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz