Jakże często słyszę: „Mamy ciche dni”, „Znów poszło o byle
bzdurę…”, „Z dupereli zrobiła się mega awantura”.
I nie tylko słyszę. Często jestem czynnym uczestnikiem wojny
domowej w postaci ostrej wymiany zdań, albo co gorsze, przemilczenia czegoś co za chwilę
staje się motorem zapalnym do wspomnianej wojny.
O co się kłócimy? O WSZYSTKO. O nie pozmywane gary i inne
domowe „widzimisię” (Kto? Kiedy?), o pieniądze(Na co? Po co? Czy to
konieczne?), o decyzje ( A po co? A dlaczego?
A może inaczej?) o nicnierobienie ( dziś ja… , o wszystko robienie( a ja dziś….)
i o cały milion innych rzeczy, które w swym pierwotnym istnieniu raczej nie
wyglądają na takie co do kłótni mogą prowadzić.
I te są najgorsze.
Kłótnie o duperele. Kiedy to jakieś nic nie znaczące słowo,
gest, zachowanie, a nawet rzecz staje się iskrą co rozpala ognicho. Lawiną
sypią się słowa, a wyrzucane z siebie kolejno sytuacje wygrzebane w pamięci: „…a ja to mam do ciebie to…” strzelają w nas
jak kulki paintballa. Oko za oko, ząb za ząb.
I tak do kulminacji: albo któreś spasuje, albo się kiedyś pozabijamy(nie no, może nie tak dosłownie).
I tak do kulminacji: albo któreś spasuje, albo się kiedyś pozabijamy(nie no, może nie tak dosłownie).
Słowa wywrzeszczane w kłótni skutecznie i często
zapadają w pamięci moszcząc sobie
wygodne legowiska w naszych głowach i co jakiś czas przypominają, że padły i
zapadły. Głęboko w nas.
Dziś zostałam poproszona o radę(czyżby mój staż w związku
był już tak długi że zaczynam być Ciocią-Dobrarada?): co zrobić, gdy się nie można
dogadać? Jak zawalczyć o harmonię, gdy panują „ciche dni”?
Szczerze mówiąc o cichych dniach niewiele mogę powiedzieć,
bo takowych nie miewam. Jestem z natury gadatliwa, a dążenie do świętego spokoju oznacza dla mnie dogadanie
się, a nie przemilczenie. Wiem, że takie
przemilczane rzeczy prowadzą ZAWSZE
tylko do jednego: że kiedyś odbiją nam się czkawką. Cichym dniom mówię stanowczo NIE!
Skłoniona do refleksji zaczęłam się zastanawiać, co tak
naprawdę mogę powiedzieć o międzypłciowych spinkach?!
Przede wszystkim to, że
za często (!!!) w trakcie narastającego konfliktu rzucamy się w wir
wypominek i odgrzebujemy jakieś nie rozwiązane sprawy, wywlekamy sprawy sprzed czasu jakiegoś, powtarzamy w kółko to,
czego tak naprawdę jeszcze nie przetrawiliśmy od ostatniego(czy jakiegoś innego
zamierzchłego) czasu.
To mnie najbardziej boli. Zawsze. I wiem, że i ja tym ranię.
Mimo przepracowania pewnych rzeczy nie umiem(y) tego zaprzestać. I wiem, że
wiele znajomych mi par tak ma. Pewnie każdy kiedyś wywlókł z przeszłości taki „argument
nie do podważenia” w trakcie kłótni. I to błąd. Kajam się i kuźwa obiecuję sobie za każdym razem, że nigdy
więcej…
Coś ważnego jednak tkwi w kłótniach. One nas umacniają. O
ile nie obrzucamy się bolesnymi wyzwiskami tracąc z oczu przedmiot owej gorącej
wymiany zdań, nie krytykujemy się (no
wiem, to w kłótniach częsty grzech), nie
poniżamy i nie szantażujemy, to przeważnie takie uwolnienie emocji pomaga
zwalczyć problem. O ile taka wojna na
słowa będzie preludium do konstruktywnego obgadania sprawy, do rozmowy i do kompromisu. Jak już emocje opadną.
ROZMOWA, ROZMOWA I JESZCZE RAZ ROZMOWA.
I trzy głębokie wdechy.
Ludzie coraz mniej ze sobą rozmawiają, no bo przecież nie ma
czasu, nie ma o czym, są ważniejsze zajęcia…
Gadajmy ze sobą. Mówmy o swoich uczuciach, o tym co nas
boli, czego nie lubimy, co kochamy, a co nas wkurza. Rozmawiajmy o nas, o
wszystkim co nas otacza. O duperelach gadajmy: o durnym programie w tivi cośmy
widzieli, o sąsiadce, co łypie okiem na wszystkich i wszystko wie, o natrętnym kliencie w pracy, co go
chcieliśmy walnąć czymkolwiek(ale nie wolno), o tym co będziemy robić w
weekend, o serniku cioci Basi ,
o… o… o…
Nie duśmy w sobie uraz, bo za chwilkę niedokręcona śrubka,
niedomyty talerz czy niedogotowane ziemniaki tak się nam spiętrzą, że nie
będziemy wiedzieć o co do cholery tak naprawdę nam chodzi!!!To jest sedno
całego tego zamieszania z kłótniami. One były, są i będą. Czasem dają w kość,
ale często oczyszczają.
Ale przede wszystkim:
ROZMOWA, ROZMOWA i jeszcze raz ROZMOWA!
EGG
PS. Zazdroszczę koleżance samodzielnego mieszkania. Przynajmniej
możecie się czasem spokojnie, zdrowo, oczyszczająco między sobą pokłócić J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz