środa, 19 września 2012

Samonapełniające się czeluście lodówki i inne zjawiska nadprzyrodzone


Zachwycona znalezionym gdzieś w sieci obrazkiem zaczęłam się zastanawiać nad podziałem obowiązków domowych.
U nas NIE MA podziału. Małż wychowany w patriarchalnym domu, gdzie mężczyzna jest Łowcą a kobieta masą sprzątająco-gotującą, powiela ten model w naszych czterech ścianach.
Skarpety same NIE WĘDRUJĄ do kosza na brudy. Wstawione do zlewozmywaka talerze NIE MYJĄ SIĘ, albowiem Łowca uważa, że wstawione tam się równa pozmywane. Papier do tyłka rośnie w łazience, lodówka ma cudowną moc samo napełniania swoich czeluści. Inne zjawiska paranormalne to na przykład nieustanne klonowanie się wspomnianych skarpet nieczystych.  Chyba mieszkamy w nawiedzonym domu… Generalnie pralka JEST. I tyle. Co się tam dzieje, jak się tam dzieje, to już zagadka.  Jesteśmy w posiadaniu też innych standardowych urządzeń domowych, jednakże ich działanie jest dla Łowcy wielką niewiadomą. A może raczej kolejną TAJEMNICĄ POLISZYNELA.   Posiadamy jeszcze jedno dziwne miejsce. FOTEL.  Że z czym on taki dziwny jest? Ano to idealne miejsce na ubrania. Te ZA CZYSTE DO PRANIA A DO SZAFY ZA BRUDNE. Jedyne urządzenie jakie łowca uważa za swoje to trzydziestosiedmiocalowy hajdefiniszyn  wyświetlacz obrazów różnych, a w szczególności kanałów z obrazami typowo dla samców przeznaczonych. Walka O WŁADZĘ  w postaci pilota do tegoż  mrugacza kolorową treścią, jest dla łowcy priorytetem najświętszym ze świętych wieczorową porą, po łowach.  Utrata  WŁADZY  skutkuje często poirytowaniem Łowcy I NERWOWYM POSZUKIWANIEM, które kończy błogie „uff!”. Strategia poszukiwań różnego rodzaju przedmiotów w domu ogranicza się do poszukiwania grupy wsparcia w postaci SWOJEJ POŁOWICY… Łowca GOTUJE. A i owszem. Wodę na herbatkę, na kawkę.  Łowca sprząta. A i owszem. Przewracając do góry nogami mieszkanie zaprowadza porządek raz na jakiś czas, jednakże pokrzykuje przy tym okropnie i  POŁOWICA każdorazowo ma wyrzuty sumienia, że też ZNÓW O TO POPROSIŁA. Raz na jakiś czas oznacza, że gdyby TYLKO  Łowca szalał z mopem, to wokół nas utworzyłyby się nowe formy życia i do następnego razu z pewnością wynalazłyby już koło.
Czy jednak trzeba  być smutnym z tego powodu?
Ja nie jestem. Niech sobie Łowcy polują, niech dalej myślą, że mamy cudowną lodówkę i samorozmnażający się papier w kiblu.  Niech kupują jedną rzecz z czterech, o które poprosimy by przynieśli do jaskini.
Ważne by nas kochali, by przy nas byli. I BYŚMY ŻYLI TAK, BY I ŁOWCY I JEGO POŁÓWCE BYŁO DOBRZE. Jeśli założymy od początku, że będziemy prać te cholerne skarpety i robić kanapki, to nie narzekajmy, że u nas w domu tak jest. Skoro  mnie i mojemu Łowcy taki układ odpowiada to do jasnej cholery, te szumne stwierdzenia o konieczności podziału  obowiązków wsadzam między bajki. Nie wyobrażam sobie, żeby mój łowca piekł drożdżówkę czy robił pierogi. Owszem, kiedy potrzebuję męskiej ręki, zetrze ziemniaki na placki, wyrobi ciasto czy rozklepie schaboszczaki. I na takich prośbach poprzestaję.  Mnie tak odpowiada. Ja nie zmieniam oleju w silniku naszego samochodu, nie wiercę dziur w ścianie, nie wrzucam węgla do piwnicy.  Obowiązki się same podzieliły.
Ktoś kiedyś  wymyślił określenie na współistnienie kobiety i mężczyzny w domu: PODZIAŁ OBOWIĄZKÓW DOMOWYCH. 
 I stąd całe to zamieszanie. A czy nie prościej jest żyć tak, by było nam obojgu łatwo?
Nie walczyć o wyraźną linię podziału, a żyć po prostu tak, byśmy OBOJE(!!!) byli usatysfakcjonowani?
Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że ktoś może mi współczuć.
Ja sobie nie współczuję.
Mnie dobrze jest.
Idę  sprawdzić czy lodówka się samonapełniła. I upiekę szarlotkę.

EGG

wtorek, 18 września 2012

"Małe zbrodnie małżeńskie"

W piątek, dzięki uprzejmości naszych znajomych, byliśmy w teatrze na spektaklu "Małe zbrodnie małżeńskie". Oczywiście było to przed gradem tych wszystkich różnej wielkości kamieni, które potem posypały się na nasze głowy. Nie mniej spektakl wart polecenia każdemu małżeństwu, każdej parze z dłuższym stażem. Dotyka ważnych spraw, kryzysu w małżeństwie, problemów wszelakich, jakie dwie osoby na jednej drodze prędzej, czy później spotkać muszą. Brawurowo odegrani Lisa i Gilles przez cudownych polskich aktorów Grażynę Krukównę i JerzegoSchejbala, którzy to małżeństwem są także poza sceną. Ale jedna rzecz, której przytoczyć nie omieszkam z monologu Lisy. Kobieta ma bowiem dwa mózgi. Jeden - racjonalny i tolerancyjny. Ufny i ufający. Wierzący mężowi i sprawiający, że czuje się bezpiecznie w swoim małżeństwie. Drugi zaś mózg zazdrosny jest o byle szczegół, konfabuluje i wkręca sobie przeróżne rzeczy, przeważnie kwadransowe spóźnienia przekuwa w zdradę trwającą lat kilka, a inne uchybienia w równie dramatyczne przypadki. Tak mi się to spodobało. Ja mam te dwa mózgi, na własne nieszczęście chyba.
IPP

poniedziałek, 17 września 2012

Rozłożona na łopatki

Dzisiaj dałam się pokonać. Dzisiaj zdarzyło się za dużo. Już kilka ostatnich dni to coś w rodzaju drogi przez mękę. Idę i co chwila na mojej głowie ląduje kamień. Raz mniejszy, raz większy, do wyboru. Otrzepuję się, mimo że bardziej słaba, bardziej poirytowana i zraniona przecież też - te kamienie ważą, one wszystkie sprawiają ból!
Ale idę.
Mam dla kogo.
Mam z kim.
W nocy powróciły demony. Mój ukochany znowu miał swój epizod lęku. Ale ja nie stanęłam na wysokości zadania. Początkowo chciałam tylko zasnąć. Piwo jeszcze krążyło leniwie we krwi, a głowa coraz cięższa i cięższa nie chciała broń panie przyjąć do siebie, że znowu jest źle...Tymczasem ukochany człowiek w samym środku swego piekła - sam, bezbronny i przerażony.
Lęk, czy wiecie co to jest?
Upłynęło chwilę. Utuliłam. Posmyrałam. Aż poczułam, że ufne ciało, które tak kocham, zapada się coraz głębiej i głębiej, oddech miarowy, spokojny. Chemia zaczęła działać. Zdradziecka - ogłupiająca -  zbawienna chemia.
Ranek trudny. Zmęczony i senny. I pierwszy dzień w pracy, po bez mała trzech miesiącach. Takie powroty na ogół cieszą. Jeśli jest do czego wracać. A nasz okręt tonie niestety - zniżki etatu, wygaszanie na horyzoncie, walka o każdy dzień. Oto jak polityka ma się do edukacji (ale to innym razem). Pożegnanie kolegi, Jarek trzymaj się tam na obczyźnie, gdzie dyrektorem będziesz. A u nas pensja mniejsza o sporo, a pracy więcej, to jest Polska proszę Państwa, oto Polska właśnie. I ból brzucha do tego, mocny intensywny. Musi przypomnieć dosadnie, że mamą po raz dziesiąty NIE BĘDĘ. Macierzyństwo niedostępne, nie pchaj się dziewczyno. Daleko, daleko. A co blisko? Zepsuty samochód. A konto puste. I myśl jedna-za-drugą-jedna-za-drugą-jedna-za-drugą... Gonitwa myśli, tak szybko. I powrót do domu. Tramwaj wypełniony ludźmi, pewnie z problemami. Zapach żywego potu zapiera dech.
I wreszcie jestem w domu. Otwieram drzwi. Pies przestraszony, jakby buty pogryzł i bał się w oczy spojrzeć. Co tu się stało? Pytam jakby siebie... Wchodzę dalej i oczom nie wierzę. Łazienki drzwi otwarte, lustro o tafli lekko brązowej na ziemi, a szkła dookoła odłamków dziesiątki. Roztrzaskane nie tylko lustro. Umywalka na podłodze. Widok żałosny.
I patrzę i widzę. I czuję, że pęka. Coś we mnie pęka.
Przestać płakać nie potrafię.
ODŁAMKI SZKŁA SĄ WSZĘDZIE
IPP

niedziela, 16 września 2012

Czasem żałuję...


IPP… Ilekroć myślę o tym MURZE to mnie szlag trafia. Ktoś kiedyś mi powiedział (mądrze?), że LEPIEJ ŻALOWAĆ CZEGOŚ, CO SIĘ ZROBIŁO, NIŻ ŻAŁOWAĆ  ŻE SIĘ NIE SPRÓBOWAŁO.
A jak to się ma do rzeczywistości? Jak dla mnie i tak źle i tak niedobrze. Gdybym dawno temu podjęła inną decyzję, nigdy byśmy się nie poznały. Gdybym drugi raz zrobiła inaczej niż zrobiłam, pewnie nie byłabym na tym zakręcie od którego zmieniło się moje życie. Na zawsze. Wiraż NIGDY  się nie skończy, a ja pędzę z zawrotną szybkością i ciągłą obawą, że wydachuję. Gdybym trzeci raz wybrała wariant „B”, prawdopodobnie dziś  niektóre decyzje przyszłyby łatwiej, a być może punkt  kontrolny, do którego zmierzam byłby już za mną. 
Czasem żałuję.  
Zastanawiam się, JAK TERAZ wyglądałoby moje życie???  Gdzie bym była? Jaka bym była? Jak by było? Maluję oczyma wyobraźni liczne obrazy, czasem przychodzą same, we śnie, w zadumie.
Może byłabym teraz zupełnie innym człowiekiem.
Może inni ludzie by mnie otaczali.
Może nie miałabym tych zmartwień, które mam. Ale pewnie miałabym inne.
Czasem żałuję…

EGG

Niewykorzystane okazje mszczą się

Miewacie tak, że żałujecie? Czegoś, co zrobiliście i konsekwencje, czy rezultaty tych działań nie odpowiadają Waszym oczekiwaniom? A czy zdarza się Wam żałować tego, czego NIE zrobiliście? Bo nie starczyło zapału, czasu, bo odpuściliśmy, myśląc: "będzie jeszcze okazja!".
A co jeśli okazja nie przyjdzie?!
Tak, niewykorzystane okazje mszczą się, a potem zacierają swe małe rączki radośnie...
Ja właśnie stoję teraz w mym życiu przed ścianą. Oto i mur. Podchodzę bliżej, a na nim wymalowane różnorakimi kolorami moje szanse sprzed lat, miesięcy nawet. Okazje, które przepuściłam tak po prostu, nie uświadamiając sobie wcale, że któregoś dnia stanę przed murem, puknę mą głowę boleśnie i wypowiem po stokroć słowa goryczy: ż a ł u j ę.
Obrazy z muru przemykają przez moją głowę, wracają w snach, dotykają i łamią powoli.
Dziś jeszcze jestem bezradna i jeszcze mokra jest moja twarz od łez. Ale spróbuje ten cholerny mur skruszyć. Poproszę o pomoc.
Po prostu spróbuję. IPP

piątek, 14 września 2012

Dlaczego tak bardzo nie lubię kościoła?


Pamiętam siebie sprzed lat – nastolatkę energiczną, uśmiechniętą, zapatrzoną w… Jezusa. Tak. W tamtym czasie zdawało mi się, że Jezus jest moim najbliższym przyjacielem. Zabawne? Wkrótce wszystko się zmieniło. Studia, pierwsze własne doświadczenia z księżmi – łącznikami między nami a nim, Bogiem. I te straszne rozczarowania. Ta hipokryzja! Ten władczy ton wszechwiedzących i nieomylnych. Później było już tylko gorzej. Afery, pedofilia, niemoralna fikcja, jaką jest celibat. To wszystko pod płaszczem pięknych haseł: aborcja nie/pedofilia tak! I tak oto zacofany, ksenofobiczny i populistyczny kościół stracił kolejną owieczkę. Nie jest tajemnicą, że takich owieczek, jak ja są tysiące. Dla własnego bezpieczeństwa, dla zapewnienia sobie jako takiego trwania kościół powinien, jak sądzę, ograniczyć swoją działalność, ograniczyć swoje macki, którymi pragnie bestialsko nas obmacywać w zaciszu konfesjonału (na własny użytek sycąc się szczegółami z niejednej sypialni). Niech kościół zamilknie, by nie tracił już ludzi, którzy wciąż przy nim trwają wbrew logice (taką osoba jest mój mąż, któremu przyglądam się z mieszaniną podziwu i zdziwienia). Niech kościół spróbuje wyczyścić swe szeregi z ludzi niewiele mających wspólnego z Bogiem, a tworzących media siejące nienawiść i pragnące rozłamu społecznego. Dla przykładu kochani, proponuje w jeden wieczór obejrzeć fragment TVN-owskich Faktów, a zaraz potem informacje z telewizji ojca dyrektora. Ubaw i trwoga gwarantowane. I ostatnia rzecz. Ja się nie godzę na rolę i pozycję kościoła w Polsce. Ja się nie godzę na to, by aptekarz odmawiał mi lekarstwa powodowany sumieniem (?), ja się nie godzę na szczucie lekarzy, którzy mogą i chcą w swej profesji pomagać małżeństwom, jak moje, wkraczać w rodzicielstwo. Ja mam dość kościoła – tej potężnej machiny, która w Polsce ma się tak dobrze. Jakież to smutne. Mogę szukać Boga w sercu, w naturze, w naukach światłych duszpasterzy (np. kardynała Carlo Martini, który otwarcie popierał związki homoseksualne, czy stosowanie prezerwatyw), ale nie w polskich kościołach. IPP

środa, 12 września 2012

Nowy dzień zaczynamy od kawy

Prawie  nie wierzę, że jest - nasza Igella. Popijając pyszną, ostrą jak brzytwa kawę, podziwiam to nasze maleńkie dziecko, nawet nie niemowlę jeszcze. Kochana moja EGG jakże Ci dziekuję za tak cudną niespodziankę i za to, że pokazałaś, że jednak warto iść krok za kroczkiem, by realizować swoje marzenia. A Igella to chyb jedno z naszych małych marzeń...? IPP

O Igelli...


I TAK OTO JEST.
ONA.
IGELLA.
Nowa, świeża, pełna zapału i emocji.
Eksplodująca pomysłami.
Powstała nagle, choć nim zaistniała w wirtualnym świecie dojrzewała troszeczkę.
Teraz już żyje sobie w blogosferze, popija kawkę z pianką i przygląda się otaczającej rzeczywistości. 
IGELLA.

Dwie kobiety tak blisko siebie dzięki wirtualnej rzeczywistości. Tak wiele myśli, marzeń, pragnień i planów. 
Igella będzie właśnie o tym. 
Bez cenzury i bez lukru.