Zachwycona znalezionym gdzieś w sieci obrazkiem zaczęłam się
zastanawiać nad podziałem obowiązków domowych.
U nas NIE MA podziału. Małż wychowany w patriarchalnym domu,
gdzie mężczyzna jest Łowcą a kobieta masą sprzątająco-gotującą, powiela ten
model w naszych czterech ścianach.
Skarpety same NIE WĘDRUJĄ do kosza na brudy. Wstawione do
zlewozmywaka talerze NIE MYJĄ SIĘ, albowiem Łowca uważa, że wstawione tam się
równa pozmywane. Papier do tyłka rośnie w łazience, lodówka ma cudowną moc samo
napełniania swoich czeluści. Inne zjawiska paranormalne to na przykład
nieustanne klonowanie się wspomnianych skarpet nieczystych. Chyba mieszkamy w nawiedzonym domu… Generalnie
pralka JEST. I tyle. Co się tam dzieje, jak się tam dzieje, to już zagadka. Jesteśmy w posiadaniu też innych
standardowych urządzeń domowych, jednakże ich działanie jest dla Łowcy wielką
niewiadomą. A może raczej kolejną TAJEMNICĄ POLISZYNELA. Posiadamy jeszcze jedno dziwne miejsce.
FOTEL. Że z czym on taki dziwny jest?
Ano to idealne miejsce na ubrania. Te ZA CZYSTE DO PRANIA A DO SZAFY ZA BRUDNE.
Jedyne urządzenie jakie łowca uważa za swoje to trzydziestosiedmiocalowy
hajdefiniszyn wyświetlacz obrazów
różnych, a w szczególności kanałów z obrazami typowo dla samców przeznaczonych.
Walka O WŁADZĘ w postaci pilota do
tegoż mrugacza kolorową treścią, jest
dla łowcy priorytetem najświętszym ze świętych wieczorową porą, po łowach. Utrata
WŁADZY skutkuje często
poirytowaniem Łowcy I NERWOWYM POSZUKIWANIEM, które kończy błogie „uff!”.
Strategia poszukiwań różnego rodzaju przedmiotów w domu ogranicza się do
poszukiwania grupy wsparcia w postaci SWOJEJ POŁOWICY… Łowca GOTUJE. A i
owszem. Wodę na herbatkę, na kawkę.
Łowca sprząta. A i owszem. Przewracając do góry nogami mieszkanie
zaprowadza porządek raz na jakiś czas,
jednakże pokrzykuje przy tym okropnie i POŁOWICA
każdorazowo ma wyrzuty sumienia, że też ZNÓW O TO POPROSIŁA. Raz na jakiś czas
oznacza, że gdyby TYLKO Łowca szalał z
mopem, to wokół nas utworzyłyby się nowe formy życia i do następnego razu z
pewnością wynalazłyby już koło.
Czy jednak trzeba być
smutnym z tego powodu?
Ja nie jestem. Niech sobie Łowcy polują, niech dalej myślą,
że mamy cudowną lodówkę i samorozmnażający się papier w kiblu. Niech kupują jedną rzecz z czterech, o które
poprosimy by przynieśli do jaskini.
Ważne by nas kochali, by przy nas byli. I BYŚMY ŻYLI TAK, BY
I ŁOWCY I JEGO POŁÓWCE BYŁO DOBRZE. Jeśli założymy od początku, że będziemy
prać te cholerne skarpety i robić kanapki, to nie narzekajmy, że u nas w domu
tak jest. Skoro mnie i mojemu Łowcy taki
układ odpowiada to do jasnej cholery, te szumne stwierdzenia o konieczności
podziału obowiązków wsadzam między
bajki. Nie wyobrażam sobie, żeby mój łowca piekł drożdżówkę czy robił pierogi.
Owszem, kiedy potrzebuję męskiej ręki, zetrze ziemniaki na placki, wyrobi
ciasto czy rozklepie schaboszczaki. I na takich prośbach poprzestaję. Mnie tak odpowiada. Ja nie zmieniam oleju w
silniku naszego samochodu, nie wiercę dziur w ścianie, nie wrzucam węgla do
piwnicy. Obowiązki się same podzieliły.
Ktoś kiedyś wymyślił
określenie na współistnienie kobiety i mężczyzny w domu: PODZIAŁ OBOWIĄZKÓW
DOMOWYCH.
I stąd całe to
zamieszanie. A czy nie prościej jest żyć tak, by było nam obojgu łatwo?
Nie walczyć o wyraźną linię podziału, a żyć po prostu tak,
byśmy OBOJE(!!!) byli usatysfakcjonowani?
Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że ktoś może mi współczuć.
Ja sobie nie współczuję.
Mnie dobrze jest.
Idę sprawdzić czy lodówka
się samonapełniła. I upiekę szarlotkę.
EGG